wtorek, 28 kwietnia 2015

Wiosna. Nareszcie.



Przez ostatni miesiąc (no może trzy tygodnie) miała Apaczowa wrażenie, że żyje pod inną szerokością geograficzną, niż większość autorek blogów, które odwiedza.

Że to zachodnie pomorze jakby jednak na wschodzie leżało, ani kwiatka w ogrodzie, słońca, jak na lekarstwo, o pszczelim bzyczeniu zapomnij.

Oglądając zdjęcia z ubiegłego roku sama się Apaczowa nie mogła nadziwić, że o tej porze i u niej w ogrodzie drzewa miały już bujne kwiaty i wiosna szalała w pełni.

Ale nie mając wyjścia, uzbroiła się kobiecina w cierpliwość (niemal) anielską i czekała.
I powiem Wam - doczekała się.

I to czekanie chyba jeszcze zwielokrotniło wrażenia, dodało zapachu zapachom, koloru kolorom i ciepła promieniom słonecznym.

Jest pięknie!

I cieszy się Apaczowa póki może, bo znając kapryśną wiosnę, za chwilę pewnie wyłączy ona te ciepłe promienie na kilka dni i znów każe pozapinać kurtki ;))

Ale póki co...














niedziela, 19 kwietnia 2015

List do M.







Moja Droga M.!
Jak dawno do Ciebie nie pisałam!
Zaraz...czy ja w ogóle kiedyś do Ciebie pisałam?

W takim razie nadarzyła się wyjątkowa okazja, Twoje 30-te urodziny!
Czy Ty sobie potrafisz to wyobrazić?
Ty, mała M., najmłodsza z całej naszej paczki, młodsza ode mnie o 4 lata, którą znam lat 26, kończysz dziś trzydziestkę!

Mała M., która w wieku 5 lat miała najgęstsze włosy, jakie kiedykolwiek widziałam!
Zawsze się zastanawiałam, jak Twoja mama dawała radę Cię czesać, przecież tych włosów nie można było wprost unieść! Zazdrościłam Ci ich, a jakże. Ja, z moimi kilkoma brązowymi piórkami, zawsze byłam fryzjerką, a Ty moją klientką, bo co Ty byś mogła czesać na mojej głowie, tego nie wiem.

Tak sobie myślę, że powinnam Cię bardzo przeprosić.
Jak to, za co?
Za całe dzieciństwo, kiedy w tej naszej paczce traktowaliśmy Cię z góry, bo uważaliśmy się za dorosłych.
Że wykluczaliśmy Cię z niektórych tajnych spisków, bo z pewnością nie zrozumiesz, albo zaraz pobiegniesz donieść mamie.
Za to, że wkładaliśmy Ci do głowy te wszystkie nasze dorosłe mądrości, podczas, gdy sami nie wiedzieliśmy nic.
Że tłumaczyliśmy Ci świat, choć sami wcale go jeszcze nie rozumieliśmy.
Że nie umieliśmy pocieszyć Cię w Twoich małych troskach, uważając po prostu, że jesteś beksą, a przecież sądziliśmy, że wszystko wiemy o życiu.

Nie pamiętasz?
No cóż, ja pamiętam i jest mi za to strasznie wstyd.

Potem nasze drogi jakoś się rozeszły, ja poszłam do liceum, Ty byłaś dopiero w szóstej klasie podstawówki.
Za dużo nas dzieliło i nie bardzo potrafiłyśmy rozmawiać.

Aż pewnego dnia, po kilku latach przyszła do mnie Twoja mama i powiedziała, że miałaś wypadek...
Auto dachowało, a Ty z niego wypadłaś i masz tyle złamań, że nie wstaniesz z łóżka przez kilka miesięcy...

Nie pamiętam, jak się znalazłam w Twoim pokoju, wiem tylko, że byłam tam przed Twoją mamą.
Wszystko wróciło, nasze rozmowy, wygłupy, śmiech.
Znów byłaś małą M., którą trzeba się opiekować.

Tym razem nie mogłam już dopuścić, abyśmy się od siebie oddaliły.
Wiedziałam, że Ty też tego nie chcesz.

I choć nasze losy toczyły się różnie, ja wyjeżdżałam, wracałam, Ty się przeprowadzałaś, wychodziłyśmy za mąż, rodziłyśmy dzieci, to... udało nam się to, prawda?

Uwielbiam Cię M.!
Uwielbiam Twój śmiech, Twoją spontaniczność, Twój milion pomysłów na minutę.
Uwielbiam Twoją szaloną córkę, która jest młodsza od mojej równo o ... 4 lata!
One też się uwielbiają, to nie może być przypadek.

Czy upiekę Ci tort?
Oczywiście, że upiekę!
Choćbym miała nie spać i przez tydzień ze stresu, to dla Ciebie warto!

Ale... jesteś pewna, że ma na nim stanąć cyfra 30?
Bo ja wciąż nie mogę w to uwierzyć, mała M.!
Wciąż wydaje mi się, że dopiero co bawiłyśmy się w tego fryzjera przecież...
Jesteś pewna?

W takim razie 100 lat Moja Droga!
100 lat, podczas których będą się spełniać Twoje marzenia o szczęśliwym domu, zdrowych dzieciach, zgodzie i nieustającej miłości!

Twoja A.






















środa, 15 kwietnia 2015

Zebranie.



- Proszę państwa, dzieci chodzą do tej szkoły już czwarty rok, więc wiecie państwo, że tradycją jest majowy "Tydzień nauki i talentów". Wiecie również, że na koniec tego tygodnia organizuje się festyn, na którym każda klasa wystawia swoje stoisko, a dochód ze sprzedaży tego, co na stoisku się oferuje, przekazujemy w połowie dla klasy, w połowie dla szkoły.

Cisza...

- W tym roku z racji tego, że nasza szkoła obchodzi swoje 70-te urodziny, będzie jeszcze bardziej hucznie i atrakcyjnie, niż zwykle.

Cisza...

- Dyrekcja wpadła na pomysł, że obchody będą zorganizowane w stylu PRL-u, aby pokazać dzieciom, jak wszystko wyglądało za czasów, gdy uczyli się tu ich rodzice i dziadkowie.

Dzieci już o tym doniosły, więc...cisza...

- Naszej klasie przypadło w udziale zorganizowanie stoiska z przetworami, pod szyldem "Spiżarnia Babuni".

Doniosły.
Cisza...

- W związku z tym chciałabym porozmawiać z państwem o organizacji tego stoiska.

Cisza...
Grobowa...

- No cóż, z pewnością potrzebne będą przede wszystkim przetwory. Czy ktoś z państwa ma w swojej spiżarni/piwnicy/innej przechowalni robione własnoręcznie przetwory?

Apaczowa ma, więc uniosła tę rękę, co już oczywiście nikogo nie zdziwiło.

- Wspaniale! (Apaczowa, ty podlizusie!) Czy ktoś jeszcze?

Cisza...

- W takim razie niestety będę musiała prosić, aby każde z państwa dzieci dostarczyło przynajmniej po jednym słoiku dowolnych przetworów, w słoiczku z ozdobną serwetką na wieczku oraz opisem, co znajduje się w środku.

Pomruki...
Niezadowolenia.

- Będą nam potrzebne też regały, półki, stary kredens, coś, na czym będzie można ustawić słoiki. Czy ktoś mógłby coś w tym temacie zaoferować?

Cisza...

- Bardzo państwa proszę, to może być naprawdę kilka zbitych ze sobą desek! Panowie?

- Ale stabilne to musi być? Bo jak nie, to ja mógłbym coś może sklecić...

Niedowierzająco - błagalny wzrok wychowawczyni skierowany w tym momencie na Apaczową uświadomił jej, że rozpacz tej nieszczęsnej kobiety osiągnęła właśnie apogeum.

- Mam kredens, ale wymaga malowania. Pomaluję. Dostarczę.

- Dziękuję pani! Dziękuję! Pani Apaczowa dostarczy kredens! A zrobiłaby pani też odpowiedni szyld? Zrobiłaby? Cudownie! Mamy więc już wszystko! Czy jakieś pytania państwo jeszcze mają? W takim razie dziękuję, to wszystko.

W drodze do domu, z jedną z mam:
- Apaczowa po co ci to było? Sama się wpakowałaś na minę! Ty to chyba lubisz się tak urobić.

Kurtyna.

(W ubiegłym roku było w stylu Dzikiego Zachodu. Nie musiała Apaczowa taszczyć żadnych kredensów...)
















środa, 8 kwietnia 2015

Świąteczny poranek.







O piątej nad ranem otworzyła Apaczowa jedno oko i próbowała dociec, co to za potworny hałas wyrywa ją ze snu, w który przecież dopiero co zapadła!

Otworzyła i drugie oko, ponieważ jednym nie mogła nigdzie w ciemnościach zlokalizować tej piekielnej krowy, której muczenie od dobrej chwili wdzierało jej się do mózgu!

Krowa.
W sąsiednim pokoju.
O piątej nad ranem.


Jakieś nędzne strzępy świadomości zaczynały się chyba budzić i podpowiadać całej nieobudzonej reszcie, że to jakby dźwięk budzika.
Tego, który w pokoju Córki stoi od roku, nie nakręcany, bo i nie było takiej potrzeby, skoro matka się w roli budzika sprawdza najlepiej.

Teraz Córka ustawiła.
Na piątą rano.
Niech to!

Zwlekła Apaczowa odwłok z ciepłego łóżka i poczłapała boso do pokoju obok wyłączyć ustrojstwo, bo wiadomo już było, że się nie przydało. Pobudziło zapewne sąsiadów w promieniu kilometra, ale przecież nie Córkę.
Dopiero, kiedy dziecię poczuło czyjąś obecność, otworzyło oczy wielkości sporych śliwek i udawało, że wie, że nie śpi przecież, tylko minutę jeszcze poleżeć chciało i nacieszyć się porankiem...

Gdy dotarło do niej, z jakiego powodu ten budzik ustawiła, wyskoczyła z łóżka niczym młoda kózka i w pięć minut dokonawszy porannych czynności, niezbędnych do pokazania się światu, stanęła przed Apaczową i wycelowała w nią napełnione wodą jajo, wielkości ludzkiej głowy.

Wszystko to obserwowała Apaczowa stojąc nadal boso i w piżamie przy łóżku swej Córki.
Mrugnęła w końcu oczyma, gdyż wcześniej bała się to zrobić, aby struś pędziwiatr nie zniknął jej z pola widzenia i postanowiła w spokoju poddać się nieuniknionemu. Im szybciej, tym lepiej, będzie mogła od razu wrócić do łóżka.

I wróciła, lecz najpierw musiała zmienić piżamę, gdyż - jak się okazało - wyrażenie "symbolicznie się oblejmy" nie do końca dotarło poprzedniego wieczoru do jedenastoletniej głowy.

Kiedy już dziecię odhaczyło na swej dyngusowej liście wszystkich domowników, znów zapanował spokój i o 5.30 cały dom pogrążył się w dalszym, błogim, poniedziałkowo - świątecznym śnie.

Aż do 6.00, kiedy to po domu (z jajem) zaczął biegać Ojciec Apaczowej...









Na koniec jeszcze coś, co trochę osłodziło Apaczowej ten jednak nie do końca sielski poranek.


Mazurek z bloga Kasi Guzik PRZEPIS TU .
Wyjątkowy smak.










P.S. Czy ktoś jeszcze oprócz Apaczowej ma ostatnio wrażenie, że wehikuł czasu przenosi go kilka razy dziennie w różne pory roku?
Apaczowa budzi się w styczniu, obiad je w maju, a kolację w październiku. Kolejność miesięcy przypadkowa, bo zdarza się, że następnego dnia budzi się w kwietniu, a zasypia w listopadzie.



sobota, 4 kwietnia 2015

Pięknych Świąt!!!












Na wstępie chciałabym gorąco podziękować Wam wszystkim, które do mnie zaglądacie za wszystkie ciepłe słowa, które tu zostawiłyście! Naprawdę się tego nie spodziewałam i jestem tym zawsze bardzo zaskoczona i wzruszona.
Dziękuję!

A przy okazji chcę Wam złożyć najcieplejsze świąteczne życzenia.

Niech to będzie magiczny, rodzinny czas, spędzony z tymi, których kochacie.
Niech przyniesie odpoczynek od wszystkich trosk i zmartwień.
Niech wniesie ponownie radość do Waszych serc i niech ta radość już nigdy Was nie opuszcza.

Pięknych Świąt Wielkiej Nocy!!!


czwartek, 2 kwietnia 2015

Postanowienie.








Postanowienie miała Apaczowa.
Nie i koniec.
Nie ma mowy.

Nie będzie robiła tortów na zamówienie, bo nie udźwignie odpowiedzialności!
A co, jeśli nie wyjdzie?
Co jeśli nie posmakuje?
Co jeśli rozpadnie się w transporcie?
Co, jeśli...

Tak moglibyśmy spędzić czas do białego rana, zanim Apaczowa wymieniłaby wszystkie swoje "co", dajmy więc spokój.
Dość powiedzieć, że oprócz pesymizmu charakteryzuje też Apaczową wyjątkowo mała asertywność.
Nie umiała więc odmówić koleżance, która prosiła o tort dla syna (choć prośba ta bardziej szantaż przypominała) i powstało takie oto coś, które to powstanie poprzedzone było kilkoma nieprzespanymi nocami...
Dla wielbiciela Króla Juliana.
Julian dość daleki od oryginału (musiał lekko przytyć, aby przeżyć transport), ale widać rozpoznawalny, gdyż ponoć jubilat zachwycony, a to wynagradza Apaczowej wszystkie obawy.







Tak właśnie spędza ona przedświąteczny tydzień, podczas gdy u większości z Was już prawie wszystko zapięte na ostatni guzik.
Apaczowa z przygotowaniami w przysłowiowym lesie.
Czyli jak zwykle.